21.1.11

Przebierając nóżkami

W domu mam swoisty szpital - co rusz ktoś chory, albo lekko chory, albo całkiem chory, albo przeziębiony... Zapytałam siebie "dlaczego?" i odpowiedź przyszła sama: kompletny brak odporności! A skąd brak odporności? Ano z braku ruchu, tak uogólniając.

Polskie urzędniczki niedawno przeraziła myśl, że dyrektorzy instytucji mogą przejąć skandynawski pomysł na obowiązek noszenia krokomierza ze sobą i wyrobieni w ciągu dnia odpowiedniego dystansu chodzonego. Nie dość biegają po korytarzach i z pokoju do pokoju? Nie dość się nachodzą po schodach? Ano nie dość! Bo przecież takie dreptanie tam i z powrotem to nie to samo co spokojny odprężający spacer. Czy naprawdę na ekranie pojawić się musi mądry pan pod krawatem, żeby ludzie uwierzyli, że pół godziny ruchu na świeżym powietrzu jest bardziej efektywne i cenniejsze dla zdrowia od leżenia przed TV po dniu w pracy?

Nie chodzi tu przecież o uprawianie wielkowyprawowej turystyki, ani planowanie wycieczek na Everest! Kilka brzuszków, kilka skłonów i na piechotę kilka przystanków w kierunku do domu z pracy... a serduszko od razu będzie żywiej biło! I niech nam w sportowej eksploracji świata zewnętrznego nie przeszkodzi zima - to właśnie teraz przecież powinniśmy się hartować i uodparniać.

Co bardziej już zaznajomionym z tematem polecam weekendowy wypad w góry, może być mniejsza mieścina, gdzie znajdziecie kilka kilometrów sympatycznej ścieżki. W takich okolicznościach przyrody mały jogging, nordic walking chociażby z kijkami od nart, albo tradycyjny zwykły spacer naładują Wam baterie na długo.

Także - raz dwa! Ruszamy nóżkami!

15.1.11

Kiedy wieczorem plucha

Wczoraj było z wieczorem kiepsko, głównie dlatego, że pogoda niespecjalnie nastraja do ruszania się z domu (czekam na zapowiadane na poniedziałek słońce...). Z początkiem roku obiecałam sobie jednak sumiennie, że nie dam się marazmowi i będę sobie organizować czas - w Moim Szacownym Mieście naprawdę jest gdzie pójść. codziennie. biorąc pod uwagę moje zamiłowania przejrzałam kalendarze imprez i na hasło "folk" znalazło się kilka propozycji.

Po pierwsze - koncerty. Prawie każda knajpa w prawie każdym mieście oferuje w którymś momencie koncert mniej lub bardziej folkowy. Warto się przemóc i dać szansę młodym składom, które w sposób alternatywy podchodzą do polskiej ludowości.

Po drugie - wystawy i spotkania. Wiecie ile "klubów podróżnika" i slajdowisk ile wystaw jest organizowanych codziennie? Raz wdepniecie do ciemnej piwnicy, gdzie miły pan opowie o wycieczce do Afryki i już macie nowych znajomych i nowe zajęcie na kilka lat.

No i po trzecie - dobre wino. To wbrew pozorom też sposób na poznanie kraju i jego kultury. Polecam wybieranie butelek po etykietkach, kształtach itp. "nieistotnych rzeczach". Popijając cenny trunek można we własnym domu otworzyć drzwi do innego świata - poszukać informacji na temat kultury, tradycji danego kraju a w końcu... sposobów dojazdu i noclegów.

Postanowienie noworoczne: CHCIEĆ.

18.8.10

Dziecko zawze pozostanie dzieckiem

"Brzuszek po tatusiu a ząbki po mamusi" - taką streszczoną charakterystykę mojej osoby wpajano mi od niemowlęctwa. Rodzina ze strony taty faktycznie ma pewne problemy z nadwagą, o czym gromko informowała mnie babcia zawsze, kiedy jadłam coś słodkiego, obrażając się jednocześnie, jeśli odmawiałam dokładki tortu orzechowego.

Jeżeli chodzi o ząbki mamusi, to prawdą jest, że i mamusia i babcia już w wieku młodzieńczym posługiwały się substytutami uzębienia i własnie te geny radośnie przekazała mi rodzicielka, zapewne, żebym mniej jadła i nie miała "tatusiowego brzuszka". Jednak ten dobór naturalny jakoś tam działa.

Pierwszy raz u dentysty byłam w wieku lat 5, kiedy to bardzo miła pani zaśmiewała się do rozpuku, że sama potrafię sobie koszulkę podrzeć w strachu przed jej sprawnymi rączkami. Sprawne rączki wyrwały mi wszystkie pierwsze mleczaki na raz. Później inne sprawne rączki chciały mi wyrywać zęby stałe, ale doszło do kompromisu, w wyniku którego kilka lat nosiłam aparat, który niewiele mi dał, poza wspomnieniem wiecznie obolałej szczęki.

U dentysty bywałam średnio dwa razy w miesiącu, dzięki czemu dozgonną przyjaciółką źle-uzębionej-mamusi stała się pani dentystka. Po kilku latach już razem umierały ze śmiechu widząc, jak sama drę spodnie, widząc zbliżające się wiertło.

Efekt jest taki, że na myśl o dentyście robi mi się słabo i zazwyczaj z jakiegoś powodu - a to mi znieczuli nie to co trzeba, w wyniku czego nabawię się zapalenia gardła, a to mi się w wierci w zęba obok, a to mi sączykiem rozetnie wargę... Zawsze wesoło.

Ja: Muszę iść do dentysty...
Mamusia: Musisz?! A nie możesz kiedy indziej?!?!?!
Ja: nie mogę bo dziurę mam teraz i boli mnie teraz...
Mamusia: No to idź, jak tak strasznie musisz, ale ja Ci za to zapłacić nie mogę. (foch, trzaśnięcie słuchawką)

Ja: (...) No i muszę Cię poprosić o wsparcie finansowe na dentystę...
Tatuś: Eh, ile mnie te Twoje zachcianki kosztują....

13.7.10

martwy punkt

Śmierć sama w sobie nie jest taka zła. Jest naturalną koleją rzeczy i niezbędnym przeciwieństwem życia. Musi być śmierć, żeby było życie.

Najgorsza jest bezsilność, nieodwracalność. Jak powiedziała pewna mądra kobieta - jak coś jest "na zawsze" to można to jednak jakoś zmienić. Przyszłość z reguły ulega zmianom, dlatego jest tak ekscytująca. A jak pojawi się w głowie "nigdy" to ogrania nas fala paniki. Jak to nigdy? Ale tak nigdy nigdy? Nicość nas przeraża, nieodwracalność pustki.

A śmierć jest nieodwracalną nicością. Nigdy już jej nie powiem, nigdy go nie zobaczę, nigdy nie zadzwonię, nigdy nie napiszę, nie będę mogła jej powiedzieć, nigdy się nie dowie, że...

Jak nie znoszę księży, tak jeden powiedział mi kiedyś dość mądrą rzecz, którą zresztą nie on wymyślił: podchodź do wszystkiego i wszystkich, jakby to miało być ostatnie podejście. Przerażające, ale czy nie lepiej żyć tak, żeby w każdej minucie wszystko było jasne, niż potem w ciemności nocy płakać, że nie powiedziałam jej, jak wiele dla mnie znaczy?

21.6.10

Nauka języka to nauka kultury

1.
- a co to jest to casa da schiera?
- mieszkanie w zabudowie szeregowej
- ja nie mam pojęcia, co to jest, jak tu żyję 9 miesięcy
- co ja poradzę, jak mi tak książka mówi...
- palazzo trzeba wiedzieć, bo to uniwersalny wyraz na wszystko, wszystko!
- aha... a to ja też mieszkam w palazzo?
- na pewno jak Cię zaczepi Włoch i będzie chciał Cię wyruchać, i będziesz mu musiała powiedzieć, żeby spierdalał, to jak mu powiesz, żę masz domek w gromadzie, to ucieknie gdzie pieprz rośnie...

2.
- w ogóle to "autopresentazione" moje to tak od sasa do lasa. tutaj ubieram czarną spódnicę a tutaj: mam urodziny w grudniu.... no jakbym chciała napierdolona w knajpie kogoś poderwać...
- tak, ooo, podejdź do Włocha w knajpie i strzel mu tekstem, że czasami ubierasz się elegancko, ale tak, to masz urodziny w grudniu i w ogóle to umiesz grać na pianinie

13.5.10

Prawda w filmie katastroficznym

Widziałam już wybuchające wulkany i zalewające kontynenty oceany. Zamarzającą Ziemię, płonącą Ziemię, Ziemię płynącą i skostniałą. Ludzi obłąkanych i padających jak muchy na skutek niewiadomychprzyczynktórenaszabiją. Szalałay zwierzęta i mutowały się rośliny.

Na szczęście zawsze jest w pobliżu sztab w Ameryce, który nas uratuje i nawet kierunek obrotu masy jądra ziemi zmieni, byleby dobrze było. Czyli, że nic nam nie grozi.

Szymborska twierdzi, że "innego końca świata nie będzie". A jeśli "Pojutrze" się spełni? Kto pierwszy zadzwoni do Bruce'a Willisa, żeby wystrzelił się w kosmos i wepchnął asteroidzie petardę w gardło?

Ja chętnie sama wepchnę, zawsze to jakaś opcja na Oscara.

5.5.10

Zauważone

I cóż.
Bo sobie obiecałam
wywróżyłam
przyrzekłam.
Być może gwiazdy, fusy, popiół i próg.
Dlatego, że tak
I skąd wiesz, że nie inaczej?
I nie kiedy indziej?

W całej swej niepewności
Pewność jest najpiękniejsza,
Brzydota - najciekawsza.