"Brzuszek po tatusiu a ząbki po mamusi" - taką streszczoną charakterystykę mojej osoby wpajano mi od niemowlęctwa. Rodzina ze strony taty faktycznie ma pewne problemy z nadwagą, o czym gromko informowała mnie babcia zawsze, kiedy jadłam coś słodkiego, obrażając się jednocześnie, jeśli odmawiałam dokładki tortu orzechowego.
Jeżeli chodzi o ząbki mamusi, to prawdą jest, że i mamusia i babcia już w wieku młodzieńczym posługiwały się substytutami uzębienia i własnie te geny radośnie przekazała mi rodzicielka, zapewne, żebym mniej jadła i nie miała "tatusiowego brzuszka". Jednak ten dobór naturalny jakoś tam działa.
Pierwszy raz u dentysty byłam w wieku lat 5, kiedy to bardzo miła pani zaśmiewała się do rozpuku, że sama potrafię sobie koszulkę podrzeć w strachu przed jej sprawnymi rączkami. Sprawne rączki wyrwały mi wszystkie pierwsze mleczaki na raz. Później inne sprawne rączki chciały mi wyrywać zęby stałe, ale doszło do kompromisu, w wyniku którego kilka lat nosiłam aparat, który niewiele mi dał, poza wspomnieniem wiecznie obolałej szczęki.
U dentysty bywałam średnio dwa razy w miesiącu, dzięki czemu dozgonną przyjaciółką źle-uzębionej-mamusi stała się pani dentystka. Po kilku latach już razem umierały ze śmiechu widząc, jak sama drę spodnie, widząc zbliżające się wiertło.
Efekt jest taki, że na myśl o dentyście robi mi się słabo i zazwyczaj z jakiegoś powodu - a to mi znieczuli nie to co trzeba, w wyniku czego nabawię się zapalenia gardła, a to mi się w wierci w zęba obok, a to mi sączykiem rozetnie wargę... Zawsze wesoło.
Ja: Muszę iść do dentysty...
Mamusia: Musisz?! A nie możesz kiedy indziej?!?!?!
Ja: nie mogę bo dziurę mam teraz i boli mnie teraz...
Mamusia: No to idź, jak tak strasznie musisz, ale ja Ci za to zapłacić nie mogę. (foch, trzaśnięcie słuchawką)
Ja: (...) No i muszę Cię poprosić o wsparcie finansowe na dentystę...
Tatuś: Eh, ile mnie te Twoje zachcianki kosztują....
18.8.10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
piękne... it's beautiful.
OdpowiedzUsuń