Śmierć sama w sobie nie jest taka zła. Jest naturalną koleją rzeczy i niezbędnym przeciwieństwem życia. Musi być śmierć, żeby było życie.
Najgorsza jest bezsilność, nieodwracalność. Jak powiedziała pewna mądra kobieta - jak coś jest "na zawsze" to można to jednak jakoś zmienić. Przyszłość z reguły ulega zmianom, dlatego jest tak ekscytująca. A jak pojawi się w głowie "nigdy" to ogrania nas fala paniki. Jak to nigdy? Ale tak nigdy nigdy? Nicość nas przeraża, nieodwracalność pustki.
A śmierć jest nieodwracalną nicością. Nigdy już jej nie powiem, nigdy go nie zobaczę, nigdy nie zadzwonię, nigdy nie napiszę, nie będę mogła jej powiedzieć, nigdy się nie dowie, że...
Jak nie znoszę księży, tak jeden powiedział mi kiedyś dość mądrą rzecz, którą zresztą nie on wymyślił: podchodź do wszystkiego i wszystkich, jakby to miało być ostatnie podejście. Przerażające, ale czy nie lepiej żyć tak, żeby w każdej minucie wszystko było jasne, niż potem w ciemności nocy płakać, że nie powiedziałam jej, jak wiele dla mnie znaczy?
13.7.10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz