
Historia stara jak świat: dwa zwalczające się rody, a rozwiązaniem sporu jest miłość. Druga historia to ta, "kiedy ktoś siedzi na czymś co chcesz mieć, więc tego kogoś unicestwiasz". W tym momencie maniacy kina tzw. "ambitnego" prychają z pogardą i nie przestępują progu multipleksu opluwając z daleka plakat filmu "Avatar".
Wiemy doskonale, że to co stare zazwyczaj jest prawdziwe, wieczne, istnieje nie bez powodu. Prosty scenariusz "Avatara" nie jest jednak punktem wyjścia dla filmu. Scenariusz możemy zgadnąć już po kilku minutach, dzięki czemu film okrzyknięto "przewidywalnym". Co zatem przykuło mój wzrok do ekranu na bite 3 godziny?
W "kinie dla mas" uwielbiam wyszukiwać smaczki, elementy, drobnostki, które tworzą "to coś". Oczywiście nie wszędzie da się je znaleźć, bo niektóre filmy po prostu są złe, na szczęście jednak "Avatar" się do nich nie zalicza. Język ludu Pandory, ciekawie skonstruowana fauna i flora niezwykłej planety (brawa dla państwa od animacji cyfrowej) oraz sam wygląd dziwnego ludu, to jedno. Zresztą nie każdy może czuć się zaspokojony faktem kolejnej próby powiększenia roślin i skonstruowania zwierząt na bazie tych, z którymi mamy do czynienia na codzień. Jeżeli także pomysł "życiowej sieci", jaką jest Pandora, wzbudził (lub wzbudzi) wasz kpiący uśmiech - przenieście swój wzrok na elementy czysto techniczne.
Przez cały czas trwania filmu, byłam przekonana że w rolę pięknej przedstawicielki ludu Na'vi, Neytiri, wcieliła się Penelope Cruz. Specyficzny akcent i ekspresja wyrażania się, rozdzierający krzyk rozpaczy... to zdecydowanie pasowało do pełnej temperamentu Penelopy. Ku mojemu zdziwieniu (i radości, bo cieszą mnie odkrycia dobrych aktorów) okazało się, że Neytiri to Zoe Saladana, która jak dla mnie - stworzyła ród Na'vi. Ona, jako przewodniczka i nauczycielka, przybliża nam nie tylko zwyczaje i życie swojej rasy, ale także niezwykłą więź emocjonalną, jaką Na'vi mają z otaczających ich światem.
Wyraz całego filmu był dla mnie aż nazbyt jaskrawo bolesny i tak samo, jak przy "Pocahontas" (sic!) trzepała mną zimna furia, jak bardzo jest prawdziwy. Problemem jest negacja innego. Bez względu na to, czy to inne wyznanie czy kolor skóry, inne przekonania czy upodobania, czy w końcu inna rasa i inny sposób egzystencji - jesteśmy narażeni na bezsensowną przemoc, bo bez próby zrozumienia - negujemy i unicestwiamy.
Proste aż banalne. Ale "Avatar" warto przeżyć. Bo "Avatar" rzeczywiście wywozi nas na Pandorę.
TAK, TAK, TAK!
OdpowiedzUsuń