Ponieważ pod wieloma względami moje życie potoczyło się słonecznymi ścieżkami, mam niewątpliwą przyjemność i zaszczyt spędzać w każdym miesiącu po kilka dni w Stolicy Polskich Tatr. A ponieważ nie zaliczam się do typowych turystek ("Krupówkami tam i spowrotem", "Nordic walking po Krupówkach jest cool", "Trzeba kupić ciupagę!") to zwykłam w tym czasie bywać w tym co najważniejsze i najpiękniejsze w tej okolicy: górach.
Teraz kilka słów dla niezorientowanych. Góry to nie jets Gubałówka. Wyjście w góry to nie wjazd na Gubałówkę kolejką i wypicie tam kilku browarów, wyjście w góry to także nie spacer do Morskiego Oka z browarem w ręce, Droga pod Reglami to nie jest "ciężki szlak" i wbrew pozorom nie każdy może (a właściwie: nie każdemu powinno być wolno) zapuszczać się z Komercyjnych Dolin (Kościeliska, Chochołowska) wyżej. I żeby było jasne: nie namawiam do olewania terenów górskich i traktowania wyjść, nawet spacerowych, po macoszemu. Wprost przeciwnie.
Każdy spacer który chociażby zahacza o teren Tatrzańskiego Parku Narodowego to już spacer w terenach górskich. I bez względu na to czy jesteśmy na Kościelcu czy w Dolinie Białego nie powinno się zapominać o tym, że pogoda może zrobić psikusa w każdym momencie, że niektórzy idą na kilka dni i potrzebują spokoju i koncentracji, że góry to nasze wspólne dobro, za które każdy z nas jest w równym stopniu odpowiedzialny.
Dość tych mądrości, teraz kilka spostrzeżeń z kilku ostatnich dni.
1. "Nie histeryzujcie z tymi butami!"
Mniej więcej 3/4 górskich turystów zdaje się mieć kompletnie gdzieś fakt obuwia. Klapki, sandałki, szpilki, japonki, srebrne tenisóweczki - to norma. Dopóki głupie baby wychodziły na giewont na koturnach, stwierdzałam ze po prostu nie mogą sobie odpuścić pokazania się pośród innych lasencji w jakimś parszywym obuwiu. W momencie, kiedy zobaczyłam mężczyznę w japonkach, wychodzącego po skalnych stopniach do Doliny Pięciu Stawów - zwątpiłam. Ale widocznie się da, a ci wszyscy którzy się trzęsą nad butami to jakieś głuptoki, no bo w końcu co to jest - taki spacer?
2. "Chodźmy się przejść misiu, bo tak ciepło."
Słońce z rana (czyli dla większości: o 11) to gwarant wyśmienitej pogody, nie prawdaż? Skoro grzeje i ani jednej chmurki nie ma, no to trzeba się ruszyć. Ubieram klapeczki, zabieram colę i idziemy z misiem się przejść do Doliny Kościeliskiej. Ok 14 robimy się głodni więc zjadamy oscypka z grilla za 50 zł a potem siadamy na wóz - koniki pociągną nas jakiś kawałek. Ok 19 chcemy wracać, ale zrywa się wiatr i zaczyna się burza. A przecież było tak pięknie!
To taka przykładowa sytuacja, bo jak widzę młode siksy i starych mędrców zdobywających Morskie Oko w samych szortach to mnie trzepie.
3. "Wypierdol to w chuj."
Idę szlakiem, zrobiło się luźniej, patrzę uważnie pod nogi, bo ślisko i stromo jednak, Pod moimi nogami walają się: butelki po napojach, puszki po piwie, papierki po batonikach, kawałki butów, skarpetek i inne dziwne rzeczy. Bo w końcu "ktoś posprząta". Flash news: NIE POSPRZĄTA! To znaczy posprząta, kiedyś, ktoś, na pewno. Może ktoś inny się zlituje i weźmie felerną butelkę, obniesie ze sobą i wyrzuci gdzieś w mieście. Ale tak naprawdę większość śmieci po prostu leży. I szlag jasny trafia na ten widok. Ale w końcu to zajebisty czad, tak pierdolnąć butelką w kosodrzewinę, nie?
4. "Wkurwia mnie ta cisza, posłuchamy electro."
Moda na słuchaniu muzy z komórek w miejscach publicznych staje się coraz bardziej powszechna. Staje się zarazą. I uprzykrza życie, bo nie dość, że nie koniecznie chcesz słuchać tego, co kolega w tramwaju, to jeszcze zazwyczaj z komórek owych sączy się mechanicznie dźwiękowe gówno. Otóż w górach też się da! Idąc w sznurku ludzi, zawsze trafi się jakiś palant który zarzuci muzą z komóry. A ja mam ochotę zepchnąć go w przepaść. Kolejny flash news: w górach obowiązuje cisza. Cisza to takie zjawisko, kiedy się nie krzyczy i nie puszcza głośno muzyki. Po pierwsze dlatego, że to góry (dźwięk się odbija i niesie po okolicy, to się nazywa echo), a po drugie dlatego, że niektórzy chcą całkowicie odpocząć.
Cztery punkty najważniejszych uwag. Ale mam wrażenie, że reforma zachowania w górach (i nad jeziorami, i w parkach, i na balkonach, i nad morzem...) wymagałaby wymordowania połowy społeczeństwa.
Póki co przed każdym wyjściem odprawiam rytuał, w którym błagam dobre duchy o uchowanie mnie przed epidemią ludzkiego chamstwa i debilizmu.
Amen.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz