24.11.09

Kiedy życiem rządzi konsumpcjonizm

Będzie krótko. Już są święta.

To nie zapowiedź, to nie pomyłka. Wszędzie choinki, światełka, gdzieniegdzie nieśmiało zapuszczane są świąteczne płyty, na ulicach odrażające mikołajki migoczące oczami i butami sprzedawane przez biedotę, w sklepach kreacje sprzedawane przez projektantów. Hasło "idealne na prezent" zaczyna już teraz być nie do zniesienia i aż strach pomyśleć, jak firmy poradzą sobie z uruchomieniem świątecznych promocji w trzecim tygodniu listopada.

Czy naprawdę musimy "świętować" przez prawie 2 miesiące, bo centra handlowe tak sobie życzą?

14.11.09

Ja w twoim wieku...

Jako młode dziecię uczestniczyłam dzień w dzień, a nawet 2 - 4 razy dziennie, w pewnym rytuale, który nazwać możemy Obrzędem Podróży. Podróżowanie na trasie dom - szkoła zabierały mi dziennie 2 - 4 godzin, więc i jakieś obrzędy musiały tu zachodzić. Obrzęd był prosty: do środków komunikacji wchodziłam z Mamą, je się trzymałam, jej szukałam miejsca siedzącego, jej siadałam na kolanach lub grzecznie stałam obok. Dziecko w autobusie to tylko kłopot, więc starałam się być kłopotem jak najmniejszym.

Sytuacje, w których miałam prawo osobiście usadowić moją młodą osobę na zaszczytnym krzesełku tramwajowym lub autobusowym zdarzały się niezwykle rzadko i zazwyczaj w późnych godzinach wieczornych. A i tak właściwie z nich nie korzystałam, wiedząc doskonale, że niedługo na horyzoncie pojawi się starsza pani lub pan, matka z niemowlęciem, lub osobnik z białą laską, którzy to przedstawiciele wyjątkowej grupy społecznej potrzebują tego świętego krzesełka dużo bardziej niż ja.

Ta sama Mama, która trzymała mnie mocno za rękę, stawiała mój tornister na podłodze, żebym kogoś nie szturchnęła i która brała mnie na kolana, żeby jak najmniej miejsca w tłumie podróżujących zajmować, ta sama ona patrzyła na mnie krzywo, kiedy już jako dziecię większe, nastoletnie, siadające w tramwaju, ociągałam się przed ustępowaniem zdobycznego krzesełka. Ta sama też ona twierdzi, że "żadne wychowanie - tylko geny!". W takim wypadku nie powinnam podróżować w ogóle.

Wczoraj usiłowałam przechytrzyć moje wychowanie i wtłoczone do głowy poczucie winy z racji tego, że podróżuję na siedząco. Widząc wsiadającego do tramwaju starszego mężczyznę z niepełnosprawnym podopiecznym tłumaczyłam sobie, że nie mam jak wstać (obok mnie miejsce zajmował utuczony bachor), że jest dużo młodzieży, że nie muszę zawsze ja dbać o Starszyznę naszego Miasta. Życie okazało się okrutne i absurdalne. Po trzech przystankach szarpaniny starszy jegomość poprosił o powstanie starszą panią, która zajmowała miejsce oznaczone czerwonym krzyżykiem.

Nie wytrzymałam. Palnęłam w łeb tłuściocha, wyrzuciłam go z miejsca i zwo9lniłam tym sposobem 2 miejsca dla Starszyzny. Trzy dziewczyny w wieku lat 12 popatrzyły na mnie jak na UFO, a ja cały czas się zastanawiam: kiedy zaczęliśmy tak po prostu akceptować bezczelność i muzę z komórek na full?